Siódma niedziela zwykła (rok C)

W dzisiejszej Ewangelii Jezus nakazuje nam kochać naszych nieprzyjaciół. Myślę, że jest wielu chrześcijan, którzy są przekonani, że miłość nieprzyjaciół jest niemożliwa i z tego powodu, nie są w stanie żyć zgodnie z tym nakazem Jezusa.

Myślę, że każdy z własnego doświadczenia wie dobrze, że niekiedy trudno jest kochać nawet swojego własnego brata lub siostrę. Czasami nawet miłość do rodziców, czy też do współmałżonka, jest bardzo trudna lub nawet wydaje się być niemożliwa. Tym bardziej nie jest dziwne, że wielu ludzi jest przekonanych, że miłość do nieprzyjaciół jest całkowicie niemożliwa.

Jednak, jeżeli Jezus, który zna nas lepiej, niż my znamy samych siebie, wzywa nas do kochania nieprzyjaciół, oznacza to, że jest to możliwe. Dlatego też, jeżeli choć trochę ufamy Jezusowi, nie powinniśmy odrzucać możliwości życia zgodnego z Jego nauką, ale raczej powinniśmy zastanowić się nad tym, dlaczego kochanie tego, kto pragnie naszego nieszczęścia, czy też nawet wyrządza nam krzywdę, wydaje się nam niemożliwe?

Jedną z możliwych przyczyn może być błędne zrozumienie tego, co to znaczy kochać nieprzyjaciół. Wielu ludzi jest przekonanych, że kochać drugą osobę oznacza lubić tę osobę i cieszyć się z jej istnienia. Niewątpliwe lubienie osoby, która nas krzywdzi, jak również cieszenie się z istnienia osoby, która życzy nam jakiegoś nieszczęścia, dla zdrowego psychicznie człowieka nie jest możliwe. Jednak miłość, do której wzywa nas Jezus, nie jest lubieniem drugiego człowieka, ale jest czynieniem dobra dla niego.

Trudno sobie wyobrazić, że Jezus lubił żołnierzy, którzy Go biczowali, poniżali, lub też cieszył się z obecności tych, którzy przybili Go do krzyża. Z całą pewnością można stwierdzić, że Jezus odczuwał gniew, a może nawet awersję do tych ludzi. Ich obecność budziła w Jezusie raczej lęk i smutek, niż radość. Jednak Jezus nie uległ swojemu uczuciu i nie życzył im niczego złego. Wprost przeciwnie prosił Boga o przebaczenie ich grzechu, czyli czynił dobro, które oni najbardziej potrzebowali i w ten sposób wyraził swoją miłość do nich.

Aby zrozumieć to, dlaczego Jezus mógł kochać swoich nieprzyjaciół, zastanówmy się najpierw nad tym, dlaczego trudno jest nam czynić dobro dla tych, którzy wyrządzają nam krzywdę?

Każdy zdrowy psychicznie człowiek odczuwa złość na tego, który go krzywdzi. W tym momencie pragnienie zemsty, czy też pragnienie ukarania krzywdziciele jest czymś naturalnym, ponieważ człowiek jest przekonany, że w ten sposób może odzyskać poczucie bezpieczeństwa lub poczucie psychicznej równowagi. Czynienie dobra dla tej osoby może wydawać się przyzwoleniem na kontynuowanie czynienia zła przez tę osobę, czy też nawet rezygnacją z obrony samego siebie, może wydawać się także rezygnacją z odzyskania tego wszystkiego, co utraciliśmy.

Jednak, jeżeli mścimy się, czy też karzemy tych ludzi poprzez czynienie podobnego zła, zło wcale nie znika, ani nie maleje, a jedynie się powiększa. Często poprzez odpowiadanie złem na zło sami sobie wyrządzamy większą krzywdę niż ta, która została nam wyrządzona. W rzeczywistości czynienie dobra dla krzywdziciela wcale nie oznacza przyzwolenia na dalsze czynienie zła. Wprost przeciwne jest realnym i jedynie skutecznym sposobem walki ze złem.

Jezus zwalczał zło poprzez pomoc ludziom cierpiącym. Jezus walczył ze złem także poprzez ujawnianie błędów, obłudy oraz niesprawiedliwości tych, którzy Go atakowali, czy też wyrządzali krzywdę innym ludziom. Wzywał do nawrócenia tych, którzy czynili zło. Gdy nie mógł nic zrobić dla powstrzymania zła, ukrywał się przed ludźmi, którzy pragnęli Go skrzywdzić albo też przyjmował cierpienie, które Mu oni zadawali. Jednak przyjmowanie tego cierpienia nie oznaczało rezygnacji walki ze złem, ale jej kontynuowanie poprzez ukazywanie miłości wobec tych, którzy Go krzywdzili. Jezus nigdy nie krzywdził innych ludzi. Nigdy nie czynił zła. Ale także nigdy nie zrezygnował z walki ze złem.

Poprzez wierność miłości aż do końca, a szczególnie poprzez swoje zmartwychwstanie Jezus ukazał prawdę, że miłość jest mocniejsza niż wszelkie zło i żadne zło nie jest w stanie ani pokonać, ani zniszczyć miłości.

Jezus mógł kochać każdego bez wyjątku człowieka, ponieważ Jego największym skarbem była miłość Boga. Wiedział, że nikt nie jest w stanie odebrać od Niego tego skarbu. Ludzie mogli Go oczerniać, mogli Go zdradzać, prześladować, ranić na wiele innych sposobów. Mogli Go nawet zabić. Jednak nikt nie był w stanie odebrać Jezusowi Jego miłości do Boga, czyli tego, co było dla Niego najcenniejsze. Właśnie z tego powodu Jezus nikogo nie uważał za zagrożenie dla siebie, nikogo nie musiał się lękać. Pomimo tego, że wielu ludzi było bardzo wrogo nastawionych do Jezusa, Jezus nikogo nie uważał za swojego wroga. Pragnął podzielić się swoim skarbem z każdym bez wyjątku człowiekiem.

Jeżeli nie potrafimy jeszcze kochać swoich nieprzyjaciół, znaczy to, że miłość Boga nie jest jeszcze naszym największym skarbem, że ciągle uważamy za swój skarb coś, co drugi człowiek może nam odebrać. Z tego powodu czujemy się zagrożeni przez drugiego człowieka, uważamy go za swojego wroga.

Kiedy podobnie jak Jezus uznamy miłość Boga za swój największy skarb i będziemy dogłębnie przekonani, że żaden człowiek nie jest w stanie odebrać nam tego skarbu, będziemy w stanie kochać tak, jak kochał Jezus, będziemy w stanie odpowiedzieć na Jego wezwanie do miłowania naszych nieprzyjaciół. Co więcej, miłość nieprzyjaciół stanie się dla nas tak naturalna, jak miłość naszych przyjaciół.

O takie nawrócenie, o taki wzrost duchowy dla nas wszystkich pragnę się modlić.